Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pamiętacie tamtą wspaniałą ekipę? Wtedy też było głośno o Lechii Zielona Góra

Cezary Konarski
Cezary Konarski
Piłkarze Lechii Zielona Góra w sezonie 1986/1987 awansowali do ćwierćfinału Pucharu Polski.
Piłkarze Lechii Zielona Góra w sezonie 1986/1987 awansowali do ćwierćfinału Pucharu Polski. Tomasz Gawałkiewicz
To były piękne chwile zielonogórskiego futbolu. W sercach wielu kibiców wciąż żyją wspomnienia o ekipie Lechii Zielona Góra z połowy lat 80. XX w., która kapitalnie walczyła w Pucharze Polski. Po przeszło 35 latach do tradycji tamtej, świetnej pucharowej drużyny, nawiązał obecny zespół III-ligowej Lechii, który w znakomitym stylu awansował do ćwierćfinału Pucharu Polski. We wtorek 28 lutego o godz. 13.00 zielonogórzanie w walce o awans do półfinału zmierzą się z potęgą polskiego futbolu Legią Warszawa. Mecz na stadionie przy ul. Sulechowskiej w Zielonej Górze obejrzy pięć tysięcy kibiców.

Lechia Zielona Góra powtórzyła sukces sprzed lat

Lechia Zielona Góra w ubiegłym roku okazała się najlepszą lubuską drużyną w regionalnym Pucharze Polski. Dzięki temu dostała szansę gry na centralnym szczeblu rozgrywek, w którym pokonała trzy trudne przeszkody. Podopieczni trenera Andrzeja Sawickiego odprawili z kwitkiem I-ligowe Podbeskidzie Bielsko-Biała oraz ekstraklasowe zespoły – Jagiellonią Białystok i Radomiak Radom. Docierając do ćwierćfinału Pucharu Polski powtórzyli więc sukces zespołu sprzed lat. Cofnijmy się w czasie i przypomnijmy sobie sezon 1986/1987, w którym Lechia tak, jak teraz, stała się postrachem drużyn z ekstraklasy.

Gdyby nie pomoc arbitra...

Na wstępie warto zaznaczyć, że w sezonie 1986/1987 w ćwierćfinale i półfinale Pucharu Polski obowiązywał system mecz i rewanż. Kto wie, czy gdyby – tak, jak teraz - rozgrywane było tylko jedno spotkanie na boisku słabszego zespołu, to Lechia nie grałaby przynajmniej w półfinale.
Wtedy zielonogórzanie, jak na III ligę, mieli bardzo mocną ekipę. Do drugiej ligi awansować jednak nie zdołali, ale w rozgrywkach Pucharu Polski podopieczni trenera Antoniego Konsewicza „kosili” rywala za rywalem.

- Trzeba sobie jasno powiedzieć, że gdyby nie pomoc znanego wówczas międzynarodowego sędziego Aleksandra Suchanka z Krakowa, który w drugim ćwierćfinałowym meczu z pierwszoligowym ŁKS-em Łódź, wyraźnie faworyzował gospodarzy, w półfinale Pucharu Polski zagrałaby Lechia – wspominał Andrzej Flügel, wieloletni kierownik działu sportowego w „Gazecie Lubuskiej”. - Zielonogórzanie w pierwszym meczu ćwierćfinałowym na własnym boisku pokonali ŁKS 2:1, wszystkie bramki padły w drugiej połowie.

Do spotkania w Zielonej Górze doszło 16 kwietnia 1987 roku, na stadion przy ul. Sulechowskiej przyszło sześć tysięcy kibiców. Mecz sędziował były reprezentant Polski Wojciech Rudy, a Lechia zagrała w składzie: Szymecki - Małecki, Babij, Markiewicz, Szewc - Pacholczyk (od 89 min Nerga), Choczaj, Tkaczuk - Sawczuk, Sławiński (od 65 min Kaczmarek), Swędera. Łodzianie objęli prowadzenie w 51 min po strzale Krzysztofa Stefańskiego, ale już dwie minuty później wyrównał Zenon Swędera. Znakomity snajper gospodarzy wprawił w euforię zielonogórskich kibiców pięć minut przed końcem meczu, zdobywając zwycięskiego gola. Rewanż w Łodzi odbył się 6 maja.

– Pamiętam, że mecz rozegrano wieczorem przy świetle elektrycznym, ale mimo to Lechia zaskoczyła miejscowych – powiedział Andrzej Flügel. – Nasz trzecioligowiec postawił się rywalom z pierwszej ligi, którzy z pewnością sądzili, że szybciutko strzelą dwa gole, zniwelują stratę z Zielonej Góry, a potem pokażą niżej notowanej ekipie, kto tu rządzi.

ŁKS Łódź rozpoczął zgodnie z planem

Początek meczu wskazywał na to, że taki scenariusz jest prawdopodobny, bo w 31 min prowadzenie dla ŁKS-u uzyskał Sławomir Różycki. Jednak już osiem minut później, po ładnej kontrze, wyrównał Zbigniew Sawczuk. W drugiej połowie Lechia konsekwentnie i mądrze broniła się, bo przecież wynik 1:1 dawał jej awans.

- Mało tego, zielonogórzanie groźnie kontratakowali – mówił Andrzej Flügel. - Wszyscy, także dziennikarze łódzcy, podkreślali też szczególnie niezrozumiałą decyzję sędziego. W 30 minucie bramkarz ŁKS-u Jarosław Bako sfaulował wychodzącego na czystą pozycję Waldemara Tkaczuka. Wydawało się, że decyzja może być tylko jedna: karny! Nic z tego. Gwizdek sędziego międzynarodowego Aleksandra Suchanka, milczał. Arbiter wyraźnie wspierał gospodarzy, a mimo tego wynik długo nie zmieniał się.

Do awansu zabrakło kilku minut

Zielonogórzanie byli bardzo blisko sprawienia sensacji, bo remis utrzymywał się do 87 min. Wtedy jednak bramkarz Lechii Jerzy Szymecki, który znakomicie bronił w Łodzi, popełnił błąd. Zbyt późno wyskoczył do piłki po dośrodkowaniu z rzutu wolnego i najwyższy na boisku Juliusz Kruszankin głową zdobył gola na 2:1. To oznaczało dogrywkę.

- Utrata gola w takich okolicznościach rozbiła ekipę – stwierdził Andrzej Flügel. - W dogrywce rządził już ŁKS, dwie bramki strzelił Ryszard Robakiewicz. Łodzianie wygrali 4:1 i awansowali do półfinału. Byłem na tym meczu razem z grupą zielonogórskich kibiców. Została nam satysfakcja z tego, że nasz zespół był o centymetry od niespodzianki. Łódzcy kibice pytali nas, dlaczego tak dobry zespół gra tylko w trzeciej lidze?

Zielonogórzanie w Łodzi zagrali w składzie: Szymecki – Szewc, Babij, Markiewicz, Sławiński (od 73 min Nerga) – Pacholczyk, Choczaj, Tkaczuk, Grajewski – Sawczuk (od 97 min Krawczyk), Swędera.

Przebyli długą pucharową drogę

Zanim Lechia przegrała w Łodzi, musiała pokonać aż pięć rund szczebla centralnego. W pierwszej pokonała III-ligową Wartę Poznań 2:0, później II-ligowego Zawiszę Bydgoszcz 3:0, a następnie w pucharowych derbach lubuskich grającą również w II lidze ekipę Dozametu Nowa Sól 2:0. Później były już mecze 1/16 i 1/8 finału, w których zielonogórzanie trafiali na rywali z ekstraklasy. 24 września 1986 roku, po znakomitym i prawdopodobnie najlepszym w historii klubu meczu, Lechia wygrała po dogrywce z Lechem Poznań 4:2. Kolejnym przeciwnikiem zielonogórzan był Górnik Wałbrzych, który przegrał w Winnym Grodzie 1:2. To zwycięstwo dało Lechii przepustkę do wspomnianego ćwierćfinału z ŁKS-em. Aż cztery bramki w tych dwóch ostatnich meczach zdobył Zenon Swędera. Po udanym pucharowym sezonie piłkarz odszedł do GKS-u Jastrzębie, z którym grał m.in. w ekstraklasie. Zawodnik stał się legendą jastrzębskiego klubu. Powstała o nim nawet piosenka, którą do dziś śpiewa lokalny zespół Skamparanas.

Dwóch piłkarzy pomostem między Lechią, a Legią

Na kilka dni przed meczem Lechii Zielona Góra z Legią Warszawa, naszą redakcję odwiedził Leszek Sagan, piłkarz zielonogórskiego klubu w latach 1973-1981. Podzielił się z nami ciekawostkami dotyczącymi dwóch zawodników, którzy dość mocno zaznaczyli swoją obecność w polskim futbolu, a każdy z nich stanowi niejako pomost między Lechią, a Legią. – To Dariusz Kubicki i Maciej Murawski, obaj mają powiązania z klubami, które 28 lutego w Zielonej Górze staną do pucharowej rywalizacji – stwierdził Leszek Sagan i opowiedział nam o niektórych faktach ze sportowego życia obu panów:

- Z Dariuszem Kubickim grałem w trzeciej lidze w 1979 roku, wówczas naszą drużynę prowadził trener Henryk Mazurkiewicz. Darek był juniorem, wtedy był przepis, że przynajmniej przez pół meczu musiał na boisku przebywać zawodnik do 18 lat. On miał wtedy 16 lat. Z Nowego Miasteczka trafił do Zielonej Góry, przyjechał tu w 1978 roku do szkoły z internatem. W Lechii był do 1981 roku. W międzyczasie, w 1980 roku zadebiutował w reprezentacji Polski juniorów, która przebywała na zgrupowaniu w Czerwieńsku i rozegrała dwa mecze ze Związkiem Radzieckim. Zastąpił wtedy kogoś w kadrze. Po sezonie 1980/1981 odszedł do Stali Mielec, tak się zaczęła jego bogata kariera. Po dwóch latach trafił do Legii, w której grał przez osiem sezonów, do 1991 roku. 46 razy wystąpił w reprezentacji Polski, w 1986 roku pojechał na mistrzostwa świata do Meksyku. Co ciekawe, z Legią nie zdobył ani razu tytułu mistrza Polski, również jako pierwszy trener stołecznego zespołu. Dwukrotnie sięgnął za to po Puchar Polski.

- Maciej Murawski, uczestnik mistrzostw świata w Japonii i Korei, grał w Legii tylko od 1998 do 2002 roku, ale w odróżnieniu od Darka Kubickiego mistrzostwo Polski wywalczył. W Lechii Zielona Góra nigdy nie zagrał, bo jest wychowankiem Zrywu Zielona Góra i z tego klubu poszedł w Polskę i świat, ale w latach 2009-2010, przez rok był jej trenerem, a obecnie jest prezesem klubu. Warto dodać, że gdy Maciej grał w Legii, to w którymś z sezonów Dariusz Kubicki był jego trenerem, nie pamiętam już czy pierwszym szkoleniowcem drużyny, czy asystentem. Tak splotły się ich drogi, to kolejna ciekawostka dotycząca obu panów.

WIDEO: Andrzej Sawicki, najlepszy trener w sportach drużynowych w 60. Plebiscycie „Gazety Lubuskiej”

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Pamiętacie tamtą wspaniałą ekipę? Wtedy też było głośno o Lechii Zielona Góra - Zielona Góra Nasze Miasto

Wróć na gubin.naszemiasto.pl Nasze Miasto