Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zabili mężczyznę. Usmażyli. Zjedli kawałek. Resztę wyrzucili do jeziora?

Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski
Grupa mężczyzn zabiła człowieka, rozpaliła ognisko i upiekła jego ciało. To, czego nie zjedli, wrzucili do jeziora. Tak miała wyglądać jedna z najbardziej wstrząsających zbrodni w powojennej Polsce. Śledztwo wciąż trwa.

To jedna z bardziej bulwersujących zbrodni! A na pewno jeden z niewielu w powojennej Polsce ujawnionych przypadków kanibalizmu.

Do tych mrożących krew w żyłach zdarzeń miało dojść między lipcem a październikiem 2002 r. na pograniczu Lubuskiego i Zachodniopomorskiego. Zbrodnia wyszła jednak na jaw dopiero po 15 latach. Dlaczego dopiero teraz?

Kanibal i gawędziarz

W 2017 r. zmarł jeden z prawdopodobnych sprawców tej zbrodni. O tym, co miał zrobić ze znajomymi, przez lata, zazwyczaj po alkoholu, opowiadał innym. Oczywiście w opowieść o zabiciu i zjedzeniu człowieka nikt nie chciał uwierzyć. Takie rzeczy to przecież znane są tylko z filmów, jak chociażby słynne „Milczenie owiec”.

Gdy mężczyzna umarł, jeden z jego znajomych wysłał na policję mail z opisem zbrodni, a raczej opowieści.

Zabili mężczyznę. Usmażyli. Zjedli kawałek. Resztę wyrzucili do jeziora?

Policjanci od razu zajęli się sprawą i zaczęli obserwować tych, o których mówił przed śmiercią zmarły. Tak udało się nagrać opowiadającego o zabójstwie drugiego z uczestników. Jego relacja pokrywała się z historią, jaką zostawił zmarły.

Oprócz niego w sprawie zatrzymano jeszcze trzy osoby. Każda z nich przedstawiła swoją wersję wydarzeń. Jak miała ona wyglądać? Prokuratura Okręgowa w Szczecinie, która prowadzi śledztwo, nie zdradza wielu szczegółów. Całą historię trzeba utkać z rozsianych w czasie i pozbieranych przez różne redakcje dziennikarzy (jako pierwszy opisał ją „Głos Szczeciński”).

Była impreza

Któregoś z nieokreślonych dni w 2002 r. grupa pięciu mężczyzn przyjechała do smażalni ryb we wsi Łasko koło Bierzwnika. Do końca 1998 r. było tu województwo gorzowskie, teraz jest zachodniopomorskie.

W smażalni oprócz ryb, na stole był też alkohol. Pojawił się także pomysł, by pojechać nad jezioro Ługi. To dwadzieścia kilka minut jazdy samochodem od Łaska. Już na terenie Lubuskiego.

W smażalni w Łasku oprócz piątki mężczyzn byli też dwaj inni mężczyźni. Jeden z piątki (nazwijmy go przywódcą grupy) kazał jednemu z nich – nazwijmy go Piotrem – wsiąść z całą grupą do samochodu terenowego. Po dotarciu nad jezioro Piotr miał zostać przez niego pobity.

Chwilę później jeden z piątki mężczyzn – ten, który już nie żyje – miał przewrócić „Piotra” na ziemię, sięgnąć po ogromny nóż i poderżnąć gardło. Głowa ofiary niemal została odcięta od ciała.

Upiekli nad ogniskiem

Tuż po dokonaniu zbrodni mężczyźni rozpalili ognisko i… zaczęli piec ciało zamordowanego właśnie człowieka. By szybciej się upiekło, zaczęli kroić je na kawałki, które wbijali na wystrugane patyki, by dosmażyć dokładniej.

Niektórzy z mężczyzn zjedli po kilka kęsów ciała ofiary, resztę wyrzucili.

Niektórzy „eksperymentowali”, inni jedli z obawy, by nie skończyć jak „Piotr”. Po zjedzeniu kawałków człowieka, mężczyźni włożyli ciało do pontonu, wypłynęli z nim na jezioro i wrzucili do wody.

To było spontaniczne

Jak dwa lata temu opisywała sprawę zachodniopomorska „Wyborcza”, do zbrodni – zdaniem policji – miało dojść spontanicznie. Szef grupy chciał się bowiem rozprawić z człowiekiem, z którym miał na pieńku.

„Pomysł kanibalizmu narodził się już po zabiciu ofiary. Zjedzenie fragmentów ciała ofiary miało sprawców na zawsze połączyć tajemnicą. Ze śledztwa wynika, że dwóch się wyłamało”

– pisała w 2018 r. „Wyborcza”.

Jeden z podejrzanych miał przyznać się do zbrodni podczas pobytu w areszcie. O tym, że zjadł człowieka, miał opowiedzieć jednemu ze współwięźniów. Zeznania owego więźnia są jednym z dowodów w sprawie. Prokuratura ma mieć też zeznania przypadkowego świadka, który miał widzieć rozczłonkowywanie zwłok.

Po tym, gdy policjanci otrzymali mail z opisem zbrodni, 15 października 2017 r. zatrzymano czterech podejrzanych. Trzej to mężczyźni z okolic Choszczna, a czwarty – z Zielonej Góry. Wszyscy zostali wówczas tymczasowo aresztowani. Najmłodszy ma 40 lat, najstarszy – 59.

Kim była ofiara

Po ich zatrzymaniu zaczęły się poszukiwania ciała. Zimą 2017/2018 nurkowie wyłowili szczątki ludzkie, które mogły należeć do ofiary (zostały one zabezpieczone do śledztwa). Niedawno nurkowie natrafili na kolejne części ciała. Jak ustaliliśmy, trwa właśnie sprawdzanie, czy należą one do jednego i tego samego człowieka. To nowość, której dowiadujemy się o przebiegu śledztwa.
Jeśli nawet niedawno znalezione szczątki będą miały to samo DNA, co szczątki odkryte dwa lata temu, to i tak raczej nie dadzą odpowiedzi na pytanie, kto był ofiarą. Do dziś tego nie wiadomo! To my, dla czytelniejszej lektury tego tekstu, nadaliśmy mu konkretne imię. Jedyny z podejrzanych, który przyznaje się do winy, nie znał w ogóle ofiary.

Dwóch mężczyzn podejrzewanych o tę makabryczną zbrodnię jest na wolności. W zeszłym roku sąd nie przedłużył im bowiem aresztu. Zwolnienia domagali się ich obrońcy. Jak w maju 2019 r. opisywał „Fakt”, sędzia zgodził się na to, bo uznał, że „niemal wszystkie dowody zostały już zgromadzone, a jedynej rzeczy, której dotychczas nie ustalono, to kim była ofiara”. Poza tym, zdaniem sędziego, „podstawowe dowody to wyjaśnienia jednego z podejrzanych, zeznania świadka i kilka podsłuchanych rozmów. A to nie pozwala na założenie, że wspólnie z innymi dokonał on zabójstwa”. Zdaniem sędziego, zwolnionym mężczyznom można zarzucić zarzut zbezczeszczenia zwłok i zarzut karalnego niezawiadomienia o przestępstwie.

Jeśli podobnie do sprawy podejdzie prokuratura i zmieni kwalifikację prawną czynu, a więc dwóm z podejrzewanych o zbrodnię mężczyznom nie postawi zarzutu zabójstwa, to nie staną przed sądem. Jak pisała w maju zeszłego roku „Wyborcza”, przestępstwo zbezczeszczenia zwłok i niezawiadomienia o zbrodni już się przedawniło.

Jak mówi nam prok. Ewa Obarek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Szczecinie, śledztwo cały czas trwa. Mężczyznom grozi dożywocie. Nieoficjalnie dowiadujemy się, że prokuratorzy mogą pracować nad sprawą jeszcze kilka miesięcy.
[gal]42565751;42565755;42565757;42565759[/gal]

Niepojęta zbrodnia

- To jest tak niepojęta zbrodnia, że aż trudno ją wytłumaczyć. Jej można dopuścić się chyba jedynie w upojeniu alkoholowym albo po narkotykach. Gdyby to było z głodu, to jeszcze by to było jakoś wytłumaczalne – mówi nam anonimowo jeden z psychiatrów z zachodniej Polski. Po chwili dodaje także: – To może być jeszcze coś innego, np. wpływ jakiejś osoby, jakaś sekta czy coś takiego...

Natomiast w policyjnych annałach znajdziemy wątki kanibalizmu w innych sprawach, chociażby tzw. rzeźnika z Niebuszewa. 11 września 1952 w mieszkaniu Józefa Cyppka milicjanci znaleźli poćwiartowane i bezgłowe zwłoki kobiety. Denatką okazuje się jego sąsiadka, 20-letnia Irena Jarosz. Wówczas bano się paniki, starano się wyciszyć sprawę, proces odbył się w ciągu jednego dnia. Cyppkowi udowodniono tylko jedną zbrodnię, ale okrzyknięto go pierwszym seryjnym mordercą w powojennej Polsce. Z przecieków ze śledztwa narodziła się legenda o psychopacie i kanibalu z Niebuszewa.

Wątek kanibalizmu pojawił się również w sprawie Kajetana P. 27-latek szczegółowo opisał policjantom, jak zabił nauczycielkę języka włoskiego. Mężczyzna Katarzynie J. obciął głowę, a następnie jej zwłoki przewiózł do wynajmowanego przez siebie mieszkania. Tam zamierzał podobno zrealizować swoją chorą fantazję i dopuścić się kanibalizmu! Miejska legenda? Kajetan P. był na stażu w tygodniku „Polityka”. Redakcja przekazała śledczym konspekty, w których pisał o kanibalizmie. Okazuje się, że Kajetan P. pasjonował się historią kanibalizmu, jak i postacią filmowego, seryjnego mordercy Hannibala Lectera: „Czy to nie zabawne, że ktoś patroszy nas, którzy patroszymy inne zwierzęta? Gdybyśmy pominęli chrześcijańską doktrynę, jaka jest moralna różnica między zjedzeniem kurczaka a człowieka? Żadna” – pisał...

Zobacz też wideo: Brutalnie zadźgali swoją ofiarę na ulicy. Są w areszcie.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Zabili mężczyznę. Usmażyli. Zjedli kawałek. Resztę wyrzucili do jeziora? - Plus Gazeta Lubuska

Wróć na gorzowwielkopolski.naszemiasto.pl Nasze Miasto